W polskiej literaturze ciężko jest znaleźć definicję pojęcia „rynki trudne”. W praktyce zagranicznej mówi się o tzw. „emerging markets” lub „tought markets”. Czasami występuje też pojęcie „demanding markets” choć dotyczy ono raczej danego produktu i jego specyfiki w ogólnych relacjach do popytu i podaży niż jakiegoś konkretnego kraju.
Jeżeli spojrzymy na ostatni ranking „Doing Business” publikowany przez Bank Światowy to najłatwiej jest prowadzić interesy w Nowej Zelandii a najtrudniej w Somalii. Ranking ten jest pomocny w określeniu kierunku ewentualnej ekspansji eksportowej czy inwestycyjnej w danym kraju. Pamiętajmy jednak, że bierze on przede wszystkim pod uwagę lokalne uwarunkowania prawne, regulacje ułatwiające założenie i rozpoczęcie działalności gospodarczej, system podatkowy, stopień liberalizacji rynku – słowem warunki prowadzenia lokalnego biznesu. W znacznie mniejszym stopniu raport „Doing Business” dotyka takich zagadnień jak różnice kulturowe, doświadczenia krajów we współpracy między sobą czy oczekiwania eksportera lub inwestora wobec danego rynku. Raport ten nie wskaże wprost trudnych oraz tych łatwiejszych rynków dla – dajmy na to – eksportera opakowań tekturowych spod Pszczyny. Kraj, który dla jednego polskiego przedsiębiorcy będzie wydawał się łatwy do rozwoju eksportu dla innego może okazać się poza zasięgiem.
Kraje, które wśród polskich przedsiębiorców są raczej mało popularne jak np. Algieria, Maroko czy Madagaskar są z kolei znacznie bardziej otwarte na kontrahentów z Francji. Z punktu widzenia polskiego przedsiębiorcy są więc trudne, ale francuski przedsiębiorca już tak o nich nie powie. Wynika to m.in. z relacji kolonialnych dawnego imperium francuskiego. Podsumowując – rynki wschodzące to pojęcie, które należy rozpatrywać z perspektywy konkretnego przedsiębiorcy w konkretnym kraju.